Polski
Gamereactor
recenzje
Dragon Ball Z: Kakarot

Dragon Ball Z: Kakarot

Ostatnie życzenie.

HQ
Dragon Ball Z: Kakarot

Dragon Ball Z: Kakarot jeszcze przed premierą został okrzyknięty objawieniem. To miała być gra wręcz idealna, osadzona w znanym i uwielbianym przez miliony fanów na całym świecie uniwersum, choć tworom powstałym na kanwie anime i mangi rzadko kiedy udaje się wznieść ponad poziom przeciętności. Smutna prawda jest taka, że gdyby obedrzeć Kakarota ze znanych postaci, wydarzeń i lokacji, nie wyróżniałby się praktycznie niczym wśród dziesiątek podobnych sobie produkcji. Na szczęście nie musimy gdybać i dzięki temu ponowne zanurzenie się w świat Dragon Balla potrafi być emocjonującym, a już na pewno nostalgicznym doznaniem.

Przeżyjmy to jeszcze raz

Kakarot przypadnie do gustu głównie graczom, którzy wychowali się na anime i przeżywali sagę „Z" na bieżąco, siedząc przed telewizorami z wypiekami na twarzy. Zaliczam się właśnie do tego grona i nie ukrywam, że niektóre momenty w grze przeżywałem na nowo niczym nastolatek. Co prawda obecnie zauważałem już o wiele więcej niedociągnięć i fabularnych wpadek, ale shouneny rządzą się swoimi prawami od lat, więc nie ma co się czepiać na siłę. Poza tym nie przeszkadzało to w żaden sposób w dobrej zabawie.

Dragon Ball Z: Kakarot
Początek pięknej przygody.
To jest reklama:
Dragon Ball Z: Kakarot
Gohan ucieka przed przeciętnością Kakarota.

Jednak warto wiedzieć, że tak naprawdę prawdziwa zabawa w Kakarocie zaczyna się dopiero w połowie rozgrywki - gdy po wizycie na planecie Namek otrzymujemy pełną swobodę eksploracji świata, zbierania smoczych kul i wykonywania szeregu pobocznych aktywności. Jest to długa droga, do której zmierzamy mniej więcej przez piętnaście godzin, można by więc powiedzieć, że koniec sagi Freezera stanowi również prawdziwe rozpoczęcie samej przygody. Kakarot pozwala nam przeżyć na nowo całą historię serialu Dragon Ball Z, łącznie z fillerami, czyli odcinkami niepowiązanymi z oryginalnym komiksem, oferując cztery wielkie sagi, na które składało się niemal trzysta odcinków.

Czym jednak jest Kakarot? Twórcy zapowiadali tytuł jako połączenie bijatyki z RPG i trzeba przyznać, że jest w tym dużo prawdy. Chociaż elementy gry fabularnej sprowadzają się tu jedynie do wykonywania misji pobocznych i wykupywania kolejnych zdolności na rozbudowanym drzewku. By jednak nie było zbyt klasycznie, poza tradycyjnym zdobywaniem doświadczenia za walki przez całą rozgrywkę zbieramy setki, a nawet tysiące lewitujących w lokacjach kul energii, które pozwalają nam wykupić odpowiednie umiejętności. Postacie ogółem możemy wzmacniać na wiele sposobów, co w Dragon Ballu dziwić nie powinno.

To jest reklama:
Dragon Ball Z: Kakarot
Misje poboczne to w zasadzie zapychacze czasu.
Dragon Ball Z: Kakarot
W japońskiej grze nie mogło zabraknąć przyrządzania potraw.

Nie mogło zabraknąć chociażby typowych treningów, dzięki którym odblokowujemy nowe, potężne ataki - te z wiadomych przyczyn zablokowane są aż do momentu rozpoczęcia danego wydarzenia fabularnego. Bardzo szybko też otrzymujemy możliwość gotowania potraw, które na stałe podnoszą statystyki naszych herosów, oraz, co ciekawsze, możliwość budowania grup społecznych, które dają nam specjalne bonusy zarówno w walce, jak i poza nią. Ten ostatni aspekt został całkiem nieźle dopieszczony. Przykładowo, za społeczność wojowników odpowiada Goku, a dokładając na jego tablicę innych bohaterów tworzymy zależności, a nawet wyjątkowe bonusy. Dotyczy to na przykład Piccolo i Gohana, których łączyła relacja mistrz-uczeń. Poza liderami „przypinki" postaci możemy dowolnie przekładać, co daje naprawdę wiele ciekawych kombinacji i możliwości. Jakby tego było mało, za pomocą prezentów podnosimy statystyki danej postaci - a więc i społeczności - co jeszcze bardziej zwiększa premie. Może brzmi to zawile, ale w praktyce jest banalnie proste.

Kamehame-Ha!

Najważniejsze wydarzenia w grze rozwiązywane są jednak za pomocą widowiskowych walk, jakżeby inaczej. Te w większości przypadków (o ile szkolimy nasze postacie) nie stanowią większego wyzwania i w zasadzie nawet średnio zaawansowany pod względem umiejętności gracz jest w stanie tu zawalczyć, a przy tym dobrze się bawić. Bez wątpienia nie jest to bijatyka z prawdziwego zdarzenia, która wyciska z grającego ostatnie poty. Ponadto, biorąc pod uwagę elementy czysto erpegowe, bez najmniejszych problemów można chociażby w czasie starć korzystać z przedmiotów leczniczych i innych usprawnień, co czyni nawet najtrudniejszą walkę wprost banalną. Prawdopodobnie gracze nastawieni na wyzwanie już teraz zaczną kręcić nosem, jednak prawda jest taka, że Kakarot nie należy do najtrudniejszych gier.

Dragon Ball Z: Kakarot
Vegeta zawsze miał gadane.
Dragon Ball Z: Kakarot
Świat eksplorujemy na wiele sposobów.

Coby zresztą nie być gołosłownym - na mapie, jak w każdej grze RPG, rozsiani są wrogowie, których przy odrobinie szczęścia i wyczucia jesteśmy w stanie dosłownie staranować i usunąć bez walki. Tytuł przede wszystkim stawia na eksplorację i zbieractwo. Czy to źle? Bynajmniej, mnie łapanie tysięcy kuleczek wprost relaksowało. W całej tej powtarzalności jest coś uspokajającego. Coś, dzięki czemu jesteśmy w stanie całkowicie wyluzować, nie wysilać mózgownicy, ale jednocześnie świetnie się bawić. Może i zabrzmiało to dziwacznie, ale prawda jest taka, że nawet przy najdłuższych posiedzeniach, które potrafiły trwać do rana, ani razu nie czułem znudzenia i frustracji, a jeśli gra bawi, to czego chcieć więcej?

No, może mniejszej ilości błędów, bo te zdarzają się całkiem często. Postacie potrafią wpaść w inne obiekty, a dynamiczna kamera w czasie walk wcale nie pomaga w orientacji. Podczas licznych misji pobocznych napotykałem również na problemy ze znikającymi rozmówcami i wówczas pomagało jedynie odegranie stanu zapisu (na szczęście gra dość często wykonuje autosave). Pod względem technicznym mogłoby więc być lepiej, zwłaszcza że nawet wizualnie Kakarot jest bardzo nierówny. W kluczowych momentach byłem wielokrotnie w szoku, jak wspaniale wyglądają animacje, by za moment zostać brutalnie ściągniętym na ziemię przez statyczne kadry, do stworzenia których użyto przecież dokładnie tych samych modeli postaci.

Dragon Ball Z: Kakarot
Starcie tytanów?
Dragon Ball Z: Kakarot
Mam tę moc, mam tę moc!

Gra nie posiada również pełnego udźwiękowienia i miejscami staje się to bardzo odczuwalne, głównie w momentach swobodnej eksploracji pomiędzy ważniejszymi wydarzeniami. Samo udźwiękowienie natomiast jest... poprawne. Powróciły kanoniczne odgłosy ataków i niektóre utwory, jednak w czasie rozgrywki nie za bardzo się na nich skupiamy, ot, coś plumka w tle, a my latamy dalej. Warto jednak zwrócić uwagę, że w grze dostępne są dwie ścieżki: japońska i angielska. Spoiler: ta pierwsza brzmi znacznie lepiej. Ponadto baty powinna dostać ekipa od polskiej lokalizacji, która miejscami jest wręcz skandalicznie zła i naszpikowana błędami - z jednej strony oparta o przekład wydawnictwa J.P.Fantastica, z drugiej o widzimisię tłumacza. Najbardziej rzuca się w oczy chaos składniowy, a nawet błędnie zapisane imiona bohaterów. Owszem, polskim napisom udało się zachować humor serii, ale ogólnie polecam zmianę języka. No chyba że naprawdę nie czujecie się dobrze czytając po angielsku, wówczas lepszy wróbel w garści...

Detektor nie jest w stanie zmierzyć mocy

Tak samo jak na świecie rozsianych jest siedem smoczych kul, tak i siódemka wydaje się oceną wręcz stworzoną dla Dragon Ball Z: Kakarot. Nie jest to gra w żaden sposób wybitna i nie wnosi nic do swojego gatunku. Co więcej, gdyby nie to, że została osadzona w znanym uniwersum, prawdopodobnie wszyscy zapomnieliby o niej w ciągu tygodnia. Na szczęście coś jest w tej magii Dragon Balla; coś, co nie pozwala robić skwaszonej miny, a wywołuje szeroki uśmiech na twarzy.

Dragon Ball Z: Kakarot
Wszystkie kanoniczne sceny zostały zawarte w grze.
Dragon Ball Z: Kakarot
Krillin czyta naszą recenzję. Podobno poleca.

Kakarot nie jest złą grą, ale nie jest też wyjątkowo dobrą. To zwyczajnie solidna produkcja, która pozwala po latach ponownie przeżyć najlepiej oceniane sagi w historii Dragon Balla. Jeśli po szkole śledziliście przygody Goku i spółki, prawdopodobnie w Kakarocie będziecie się świetnie bawić. W innym przypadku możecie utonąć w morzu przeciętności, bo tak naprawdę nic w nowej produkcji CyberConnect2 nie wywołuje przypływu mocy. Jedynym sposobem, by to zmienić, byłoby chyba ponowne zebranie smoczych kul i wypowiedzenie życzenia.

07 Gamereactor Polska
7 / 10
+
Najlepiej oceniane sagi serii Dragon Ball w jednej grze; dobra zabawa na wiele godzin; rozwinięty system szkolenia postaci; wiele aktywności pobocznych; bardzo ładna oprawa graficzna.
-
Liczne błędy techniczne; w gruncie rzeczy pusty świat gry; brak wyzwania; miejscami wieje nudą; nierówny poziom scenek przerywnikowych.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości