Polski
Gamereactor
artykuły

Podsumowanie dekady - jRPG

Wschód czerwonego słońca.

HQ

W ciągu minionej dekady gatunek jRPG nie zmienił się tak mocno, jakbyśmy tego chcieli. Paradoksalnie nie przechodzi on rewolucji, bo właśnie żadnej rewolucji nie chcemy. Jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało, ostatnie lata pokazują, że w obrębie gier RPG z Kraju Kwitnącej Wiśni toczy się nieustanna walka tradycji z nowoczesnością i trudno tak naprawdę jednoznacznie stwierdzić, na którą stronę przechyla się szala zwycięstwa.

Są to gry specyficzne, bez dwóch zdań. Zawierające mechaniczne rozwiązania, którymi z powodzeniem można by obdarować kilka kolejnych gatunków. Ale właśnie ta specyfika sprawia, że nawet przy tak diametralnie różniących się od siebie założeniach gameplayowych trudno jest pomylić jRPG z czymś innym. Co jednak działo się w gatunku przez ostatnie dziesięć lat?

Dokąd zmierzasz, Square?

Square Enix to już firma legenda, jeśli jednak przyjrzeć się jej dokładniej, przez ostatnie lata najwyraźniej nie wie już, co ma ze sobą zrobić. „Kwadratowi" kombinują, czasem aż za bardzo, jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie oni, gatunek ewoluowałby znacznie wolniej. W tym roku zostanie wydany chyba najbardziej oczekiwany przez graczy remake - jakich czasów dożyliśmy, prawda? Pozostawię do premiery grę na uboczu i nie będę rozwodził się teraz, ile kontrowersyjnych decyzji podjęto przy jej tworzeniu. Obawiam się jednak, że jeśli gracze pomimo narzekań rzucą się na Final Fantasy VII: Remake, a wszytko na to wskazuje, Square ponownie wytyczy nowe trendy, tym razem jednak nie będą one wcale tak dobre. Tu oczami wyobraźni widzę już więcej dużych gier dzielonych na epizody.

Podsumowanie dekady - jRPG
Final Fantasy VII: Remake (10.04.2020)
To jest reklama:

Wracając jednak do przeszłości, w listopadzie 2016 roku na rynku zadebiutowała piętnasta już odsłona najbardziej znanego cyklu jRPG - Final Fantasy. Można śmiało powiedzieć, że gracze czekający na tytuł przeszli dłuższą i bardziej wyboistą drogę niż sami bohaterowie. Gra bowiem została zapowiedziana już dziesięć lat wcześniej, jeszcze na PlayStation 3, i była wówczas promowana jako część Fabula Nova Crystallis (do której należą Final Fantasy XIII i Type-0). Prace nad produkcją pod okiem weterana branży, Tetsuyi Nomury, szły tak wolno, że w roku 2013 ujawniono, iż projekt trafił do kosza, a za kilka lat światło dziennie ujrzeć miało po prostu Final Fantasy XV, które z oczywistych względów zadebiutowało już na konsolach nowej generacji.

O ile sama gra nadal bazowała na wielu wcześniejszych założeniach, tak nie da się nie zauważyć, że Square ponownie przesadziło. Nie tylko z obietnicami, które mówiły, że będzie to pierwsze Final Fantasy zarówno dla weteranów serii, jak i żółtodziobów. W roku 2008 w podobnym wydźwięku zapowiadano The Last Remnant, a wszyscy wiemy, jak wyszło. Pomimo pięknej oprawy i rewelacyjnej sprzedaży „piętnastki" trudno mówić tu o jakimkolwiek przełomie. Wielu graczy do dziś narzeka na łatanie gry przez kilka lat po premierze, co doprowadziło wyłącznie do jeszcze większego chaosu fabularnego. W rezultacie Final Fantasy XV okazało się piękną wydmuszką z zaklejoną plastrem skorupką i w żaden sposób nie przyczyniło się do odmienienia gatunku. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.

Podsumowanie dekady - jRPG
Final Fantasy XV (29.11.2016)
To jest reklama:

Fani Kingdom Hearts czekali czternaście lat na pełnoprawnie numerowaną część swojej ukochanej marki. Jednak Nomura najwyraźniej nie uczy się na błędach. Gra zapowiadana była jako wielki finał, na który zresztą gracze jak najbardziej po tylu latach niebytu zasłużyli. Niestety, zwieńczenie serii, które wcale zwieńczeniem się nie okazało, przyniosło jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. Pomimo rewelacyjnej rozgrywki, która zresztą przełożyła się na wysokie oceny (Metascore wynosi na chwilę obecną powyżej 8.0, zarówno od recenzentów, jak i samych graczy), gra ponownie udowodniła, że to, co piękne na zewnątrz, nie musi być takim w środku. Wielbiciele serii prawdopodobnie łatwo nie wybaczą, tym bardziej, że najnowsze rozszerzenie Kingdom Hearts III jeszcze bardziej miesza w głowie. Nomura, może już czas zdecydować, w którą stronę zmierzasz?

Podsumowanie dekady - jRPG
Kingdom Hearts III (29.01.2019)

Smoki na piątym poziomie

Tymczasem gdy Square myślało, co począć, konkurencja nie spała. Początek dekady okazał się być rokiem przełomowym dla gatunku. Znane między innymi z serii o detektywie Laytonie studio Level 5 wypuściło na rynek grę, która na długie lata wstrząsnęła gatunkiem i o ile pod względem samego projektu nie przewróciła go do góry nogami, o tyle artystycznie wytyczyła nowe ścieżki, którymi wielu dziś podąża. Mowa oczywiście o Ni no Kuni: Wrath of the White Witch, które powstało we współpracy z najbardziej prestiżowym i znanym japońskim studiem animacji - Ghibli, co oczywiście przełożyło się na niesamowitą oprawę audiowizualną. Przygody trzynastoletniego Oliviera stały się dla wielu wręcz objawieniem, ważniejsze było jednak to, że tytuł wyraźnie pokazał, że gracze tak naprawdę nie chcą wielkich zmian, a klasyczne rozwiązania w nowej oprawie jak najbardziej się sprawdzają. Co zresztą doskonale pokazuje kontynuacja z 2018 roku, czyli Ni no Kuni II: Revenant Kingdom. Sequel pod wieloma względami zjadał „jedynkę" na śniadanie, jednak wprowadzone zmiany, do których należał chociażby bardziej zręcznościowy system walki czy punktowany w recenzjach niski poziom wyzwania, sprawiły, że „dwójka" nie zdobyła tak wielkiej popularności, jak pierwowzór. Zresztą, dlatego już rok później ku uciesze tłumów na rynku pojawiła się odświeżona wersja Wrath of the White With, która... cóż, była jeszcze piękniejsza, a nikt nie przypuszczał, że jest to możliwe.

Podsumowanie dekady - jRPG
Ni No Kuni: Wrath of the White Witch (17.11.2011)
Podsumowanie dekady - jRPG
Ni no Kuni II: Revenant Kingdom (23.03.2018)

Niewielka wzmianka należy się również małej, acz wielkiej marce Level 5, która zadebiutowała dopiero w tej dekadzie. Yo-kai Watch zdołało na początku kariery pokonać na moment swojego największego rywala, serię Pokémon, więc coś jest na rzeczy. Dokładniejszą analizą serii zająłem się kilka miesięcy temu, więc pozwolę sobie Was do niej odesłać.

Podsumowanie dekady - jRPG
Yo-kai Watch (11.07.2013)

Coby jednak nie pisać cały czas, jacy to „kwadratowi" są niedobrzy - bo i nie są - można z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że od strony Eniksu firma ma się całkiem nieźle, jest też obecnie znacznie lepszym wydawcą niż deweloperem. Wydane w lipcu 2017 roku na przenośną konsolę Nintendo 3DS, a czternaście miesięcy później w znacznie bardziej widowiskowej formie również na PlayStation 4 i PC, Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age było kolejnym dowodem, że miłośnicy gatunku wręcz uwielbiają klasykę. Bo czym innym była jedenasta już odsłona znanego cyklu, jeśli nie klasyką w przepięknej, nowej oprawie? Tytuł w idealny sposób pokazywał, że nie ma potrzeby zmieniać czegoś, co jest naprawdę dobre, i lepiej to po prostu inteligentnie zmodyfikować. Dragon Quest XI stanowił swoisty ukłon nie tylko w stronę klasycznych odsłon cyklu, ale również innych jRPG-ów sprzed lat, a przy tym ubrany był w oprawę audiowizualną, która potrafiła rozkochać w sobie tłumy. I niech ktoś powie, że szata nie zdobi człowieka.

Podsumowanie dekady - jRPG
Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age (29.07.2017)

Czymś, czego jednak fani się nie spodziewali, był debiut nowej marki, która dla wielu stała się już ikoniczna i doczekała się rok temu kontynuacji. Mowa oczywiście o Dragon Quest Builders, które było odpowiedzią Square Enix na... Minecrafta. Tytuł perfekcyjnie łączył swobodę budowania z typową dla gatunku przygodą lub, jak kto woli, fabułą - czyli czymś, czego często w grach craftingowych zwyczajnie brakuje. O ile Dragon Quest Builders nie stało się nigdy tytułem kultowym, tak wyraźnie pokazało, że gatunek jRPG otwarty jest na wszelkiej maści eksperymenty, które można zaimplementować w sposób, który nie wpłynie na główny nurt i diametralnie go nie zmieni. Wydana w roku 2019 druga odsłona tylko umocniła graczy w tym przekonaniu i pokazała, jak powinna wyglądać kontynuacja z prawdziwego zdarzenia.

Podsumowanie dekady - jRPG
Dragon Quest Builders (28.01.2016)
Podsumowanie dekady - jRPG
Dragon Quest Builders 2 (12.07.2019)

Nie tylko Mario

Fani Nintendo również nie mają na co narzekać. To właśnie na ich ukochane maszynki do grania wyszły jedne z najlepiej ocenianych przez ostatnią dekadę gier. Rok 2012 okazał się rokiem odrodzenia jednej z najbardziej uznanych marek w obrębie taktycznych jRPG. Fire Emblem: Awakening było ostatnią szansą dla twórców. Szansą, którą wykorzystano wręcz perfekcyjnie. „Przebudzenie" wprowadziło do cyklu wiele nowości i do dziś uznawane jest za jedną z najlepszych odsłon serii. Obecnie średnia Metascore wynosi 92 od krytyków i 9.1 od graczy, a więc wciąż przewyższa o kilka punktów wydane w roku 2019 Three Houses (a była to pierwsza odsłona serii, która zadebiutowała na dużej, a nie przenośnej konsoli). Fire Emblem: Awakening pozwoliło ponownie wyjść z cienia taktycznemu odłamowi gatunku i gdyby nie ten tytuł, wiele z późniejszych wspaniałych gier by się nie przebudziło.

Podsumowanie dekady - jRPG
Fire Emblem: Awakening (19.04.2012)
Podsumowanie dekady - jRPG
Fire Emblem: Three Houses (26.07.2019)

To, że Nintendo robi wspaniałe gry, które potem są równie dobrze oceniane, od lat nikogo nie dziwi. Jednak to, co zrobił Tetsuya Takahashi dla gatunku na początku dekady, nie mieści się wręcz w głowie. Dokładnie dziesiątego czerwca 2010 roku na rynku zadebiutowała gra, która miała przywrócić świetność jRPG-om i można z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że jej się to udało. Xenoblade Chronicles jest tytułem, który od dziesięciu lat nie schodzi z list najlepszych japońskich rolplejów. Średnia ocen zarówno od recenzentów, jak i graczy nie spadła poniżej 90 na Metacriticu. Sława jest jak najbardziej zasłużona, bo tytuł dla wielu jest wyznacznikiem tego, w jaką stronę powinien zmierzać gatunek. Satysfakcjonujący system walki, świetnie napisana historia i bohaterowie sprawiają, że Xenoblade jest grzechu warte. Siedem lat później na Switchu zadebiutowała rewelacyjna kontynuacja, jednak pomimo wysokich not wielu uważa, że nie umywa się ona do „jedynki". Prawdopodobnie właśnie dlatego uznano, że już czas najwyższy na jej odświeżenie, którego doczekamy się jeszcze w tym roku. Biorąc pod uwagę, że cała oprawa audiowizualna została dostosowana do obecnych standardów, a nie jedynie podciągnięta, jak to ma miejsce w przypadku wielu remasterów, graczy czeka niezapomniana przygoda.

Podsumowanie dekady - jRPG
Xenoblade Chronicles (10.06.2010)
Podsumowanie dekady - jRPG
Xenoblade Chronicles 2 (01.12.2017)

Wisienki na torcie

jRPG nie kończy się jednak na Square Enix czy Level 5. Najlepsze zostawiłem sobie na koniec. Rok 2017 można z pełną odpowiedzialnością uznać za jeden z najważniejszych. To właśnie wtedy na rynku zadebiutowały aż dwa tytuły, o których wielbiciele gatunku będą jeszcze mówić latami. W lutym PlatinumGames uraczyło graczy wspaniałym Nier: Automata, a dwa miesiące później Atlus przedstawił światu najnowszą, piątą odsłonę swojej uznanej marki Persona.

Gry różnią się od siebie tak diametralnie, że w dosadny sposób udowadniają, jak wiele do zaoferowania wyłącznie w swoim obrębie ma gatunek jRPG. Jednocześnie oba tytuły pokazują na swój własny sposób kunszt i perfekcję Japończyków. Przyszłość jest teraz! - chciałoby się wykrzyczeć, siekając wrogów jako 2B lub przekradając się za ich plecami jako Joker. I tylko trudno rozwiązać spór fanów co do wyższości jednej gry nad drugą. Ale czy tak naprawdę musi być tu jakiś konflikt? Po sukcesie Automaty twórcy zaczęli dumać nad przeniesieniem pierwszej części Niera na nowy silnik i nie pozostaje nic innego, jak tylko im w tym kibicować. Co do Persony 5, obecnie czekamy na jej rozszerzoną edycję, Royal, a sama gra doczekała się już kilku pobocznych projektów oraz crossoverów.

Podsumowanie dekady - jRPG
Nier: Automata (23.02.2017)
Podsumowanie dekady - jRPG
Persona 5 (04.04.2017)

To jednak nie koniec dobrego. Bandai Namco nadal kontynuuje zapoczątkowaną już w roku 1995 markę „Tales of..." i rok przed Nierem oraz Personą wydało jedną z jej najlepszych odsłon od lat - „Berserię". Skrywająca się pod settingiem lekkiego horroru część zaprezentowała wszystko, co fani kochali w serii od lat, i w zasadzie od czasów wspaniałej „Vesperii" (która, swoją drogą, w ubiegłym roku doczekała się odświeżenia) była najwyżej ocenianą grą w obrębie marki. Tales of Berseria uświadomiła również, że zabawa konwencją jak najbardziej popłaca, a zupełnie inny nastrój opowieści sprawił, że prawdopodobnie grę będziemy jeszcze wspominać przez lata. Na horyzoncie już teraz rysuje się kolejna odsłona „Talesów", więc zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Podsumowanie dekady - jRPG
Tales of Berseria (18.08.2016)

Ta jak najbardziej maluje się kolorowo i o ile możemy mówić, że złota era gatunku przypadła na przełom pierwszego i drugiego PlayStation, o tyle nie da się ukryć, że obecnie mamy do czynienia z jego prawdziwym renesansem. Będąc na fali, w roku 2018 Capcom wskrzesił jedną ze swoich największych marek i przeniósł ją na większe, silniejsze urządzenia. Monster Hunter: World pochłonął miliony graczy do reszty, a sam deweloper co rusz chwalił się wynikami sprzedaży. Pochlebnych opinii nie stronili również recenzenci, którzy w podliczeniu na Metacriticu w zasadzie jednomyślnie uznali, że gra zasługuje na ocenę 90/100. Liczne dodatki oraz ciekawe kooperacje z innymi markami - między innymi Wiedźminem, Horizon: Zero Dawn czy Resident Evil - sprawiły, że gra od premiery tętni życiem i raczej nie zapowiada się, by było inaczej, biorąc pod uwagę, że Monster Hunter: World ma być również wspierany w przyszłej generacji.

Podsumowanie dekady - jRPG
Monster Hunter: World (26.01.2018)

Powinienem również napisać o Soulsach, ale pozwolę sobie zostawić tę markę na zupełnie inne podsumowanie. Zważywszy na jej zasługi wspomnę jedynie o wydanym rok temu Code Vein, które jest w zasadzie ostatnim w tej dekadzie wielkim soulslike'em. Niewątpliwie uwagę fanów jRPG przykuła w nim oprawa wizualna, która przywodzi na myśl niektóre serie anime. Gra może i nie wyróżniała się na tle konkurencji niczym szczególnym, a wręcz fani gatunku kręcili noskiem, mówiąc, że jest zbyt łatwa, ale swoją stylistyką doskonale wpasowała się w gatunek jRPG.

Podsumowanie dekady - jRPG
Code Vein (27.09.2019)

Ostateczna fantazja

jRPG-i od wielu lat nie miały się tak dobrze, a to, co mieni się na horyzoncie, sugeruje, że będzie jeszcze lepiej. Czy kolejna dekada i generacje sprzętów na nowo zdefiniują cały gatunek? A może deweloperzy będą stąpać delikatnie po cienkim lodzie? Jedno jest pewne: jRPG jest gatunkiem tak niezwykłym i nietypowym, jak sam kraj, z którego się wywodzi. To w gruncie rzeczy wór bez dna, w którym można odnaleźć zarówno skrajnie różniące się od siebie mechaniki, design, jak i niemal wszystkie settingi, jakie tylko przyjdą nam do głowy. To było niesamowite dziesięć lat, które dzięki tylu wspaniałym grom zleciały szybciej, niż oczekiwanie na połatanie Final Fantasy XV. Ale zupełnie bez złośliwości, jako oddany miłośnik gatunku chciałbym podziękować wszystkim twórcom (tak, Square, tobie również) za te niezapomniane przygody i emocjonujące chwile, które prawdopodobnie zostaną ze mną już na zawsze. Do zobaczenia - mam nadzieję - za kolejną dekadę!



Wczytywanie następnej zawartości